Czajnik Survival Kettle – test
Survival Kettle – Wędrujący SK. Że jak?
Całkiem niedawno dotarła do mnie przesyłka od ekipy Survival Kettle, która puściła w obieg swój flagowy produkt – czajnik Survival Kettle oraz małą kuchenkę. Rozpoczęty przez nich projekt „Wędrujący SK”, to mistrzowska koncepcja wypożyczania sprzętu celem ich przetestowania przed zakupem. Pomysł zdecydowanie godny naśladowania. W każdym momencie można zerknąć na tę stronę i wybadać dokąd czajnik już zawitał. Dobra robota! Ale do rzeczy…
O żadnym unpackingu czy innym otwieraniu paczki nie będę pisał – to nie Święta Bożego Narodzenia, kiedy wszystkie prezenty wydają się być niespodzianką. Zresztą skąd w ogóle ten cały pomysł? Przecież, gdy zamawiasz śrubki, zazwyczaj w przesyłce otrzymujesz śrubki. Jak w sklepie internetowym kupujesz latarkę, też oczekujesz latarki. Czegóż więc mógłbym się spodziewać, skoro wszystko jest dokładnie napisane?
Pierwsze wrażenia
Czajnik jest wykonany naprawdę solidnie. Nie ma fuszerki. Każdy detal jest dopracowany, przez co wygląda na to, że sprzęt ten powinien starczyć na lata… długie lata. Jest lekki – waży 680g, choć nie jest mały – 25 cm wysokości (złożony) i 16 cm szerokości. W średniej wielkości plecaku się zmieści, ale lepszym rozwiązaniem byłoby przytroczenie go na zewnątrz – tak ze względu na miejsce, jak i na zapach… świeża koszulka o zapachu palonych patyków może nie być pożądana, ale o tym nieco później.
Etui, w którym SK jest dostarczany, to dość wytrzymały materiał. Uchwyty do przenoszenia obłożone są naturalną skórą i dobrze izolują, więc poparzeń być nie powinno. Korek, po odetkaniu czajnika, wisi na rzemyku, zatem go nie zgubimy. Palenisko, które otrzymujemy wraz z czajnikiem chowamy na czas transportu do wnętrza czajnika, aby zmniejszyć jego wymiary.
Dodatkowa kuchenka, dołączona do zestawu, to Samotny Wilk Pro. Składa się z paleniska (identyczne, jak w czajnikach, więc w wersji testowej jest jedno), nadstawki, płyty, rusztu i pokrowca. Wszystko jest dobrze spasowane i stanowi alternatywę, jeśli nie dysponujemy wystarczającym miejscem, aby na wyprawę zabrać czajnik. Palenisko wciskamy w nadstawkę, dokładamy płytę i ruszt i całość zajmuje nam w wersji transportowej 6 na 16 cm. Waży prawie pół kilograma.
Test właściwy
Zasada działania czajnika jest trywialna – zdejmujemy korek i wlewamy przez otwór wodę. Następnie wrzucamy nasze paliwo do paleniska i odpalamy. Po kilku minutach mamy wrzątek. Bez przymrużenia oka, bez ściemy – tak to faktycznie działa.
Ja wrzuciłem kilka patyków brzozowych, do tego korę dla łatwiejszego rozpalenia i wrzenie rozpoczęło się po 6 minutach. Palić możemy praktycznie wszystkim, co mamy pod ręką – kijkami, zrębkami, papierem, kartonem, nawet śmieciami. To bez dwóch zdań jedno z najbardziej ekonomicznych rozwiązań. Ale ma też w sobie feler, gdyż dym z tego, czym palimy, odkłada się na wewnętrznej ściance komina i zwyczajnie drażni później nos. Każdorazowe solidne szorowanie pewnie pomoże, ale… sami wiecie.
Po dokupieniu rusztu kominowego (dwa spinające się ze sobą kawałki stali nierdzewnej o grubości 1mm), otrzymujemy również kuchenkę – gotując wodę, możemy jednocześnie podgrzewać posiłek. Ja wykorzystałem tę opcję i – testując SK – upichciłem sobie szybką jajecznicę. Smak najprawdopodobniej znacie, opisywał nie będę J
Samotny Wilk Pro, to mały grill i kuchenka w jednym. Mimo niewielkich gabarytów, jest na tyle szeroki i stabilny, że spokojnie można postawić na nim patelnię czy garnek. Gdy odpowiednio ułożymy ruszt, do podgrzewania posiłku da się wykorzystać także paliwo w formie pastylki lub żelu. W moim przypadku Samotny Wilk Pro przydał się na wycieczce rowerowej – czajnika nie miałem ochoty wozić a mniejszy brat zmieścił się w kieszeni pod ramą.
Czajnik SK kontra…
Porównania różnych opcji podgrzewania posiłków starałem się dokonać już jakiś czas temu tutaj. Nie będę zatem męczył Szanownych Czytelników ponownie tą samą treścią.
Nie sposób jednak pominąć choćby próby zestawienia czajnika Survival Kettle z dostępnym już od wielu lat brytyjskim Kelly Kettle. Prawdę mówiąc, produkty są niemal identyczne – waga nowego, aluminiowego KK o pojemności 1,2l (Medium Scout) , to 700 g, czyli o 20 g więcej niż w przypadku produktu naszego rodzimego producenta. Różnica w wadze raczej pomijalna. Wymiary też są mocno zbliżone. Dostępność dodatków (nadstawki, paleniska, ruszty) podobnie. Jest jednak element, który w mojej ocenie różni te dwa produkty w sposób istotny – uchwyty. Wyspiarski czajnik wymaga użycia obu rąk – inaczej przy próbie zalania kubka wrzątkiem, zwyczajnie się poparzymy. Ekipa Survival Kettle zastosowała prosty patent – dobry uchwyt zamiast kiwającego się drucika, dzięki czemu zawsze pozostaje jedna wolna ręka – choćby po to, żeby przytrzymać kubek. Ciekawe wersje kolorystyczne nie mają znaczenia w lesie, ale z pewnością nadają dodatkowego charakteru polskiemu produktowi. Jedyne, co poprawiłbym w czajniku SK, to korek, który nie jest w pełni szczelny. Przy przenoszeniu wody może mieć to pewne znaczenie. Warto o tym pomyśleć, bowiem konkurent proponuje wersję szczelną (choć i ich rozwiązanie ma wady – na korek trzeba uważać, aby nie spłonął podczas gotowania). Nie bez znaczenia jest też cena – SK w wersji podstawowej, to wydatek ok. 180 złotych. Stalowy KK kosztuje ok. 230 złotych, zaś wersja aluminiowa już ok. 250 złotych. Kilkadziesiąt złotych w kieszeni i świadomość wspierania polskiego producenta mnie przekonują.
Podsumowując
Brać i nie marudzić. Przyda się w lesie, na kempingu a nawet na budowie. Produkt zdecydowanie wart swojej ceny. Jasnym jest, że czajnik nie nadaje się do wszystkiego z racji gabarytów i zapachu wędzonki, ale funkcji ma aż nadto – może być jednocześnie pojemnikiem na wodę, czajnikiem, kuchenką i małym ogrzewaczem. Co ważne – nie musimy wydawać na paliwo. Polecam.
Jednocześnie chciałbym podziękować Darkowi z Survival Kettle za udostępnienie sprzętu do testów. Niech moc będzie z Wami 🙂
Gdzie kupić?
U producenta – http://www.survival-kettle.pl/ oraz w sklepach internetowych i stacjonarnych.