Oświetlenie
Czym oświetlić sobie drogę nocą? Jak zadbać o oświetlenie, gdy prąd z jakichś przyczyn nie dotrze do naszych gniazdek? Przy czym czytać książkę pod namiotem? To oczywiste – w każdym z tych przypadków, ale też i w wielu innych, pomoże nam latarka. Ale jaka?
Przez moje ręce przewinęło się na przestrzeni lat mnóstwo latarek – od modnej niegdyś latarki na baterie płaskie, z przesłonami umożliwiającymi zmianę barwy światła, poprzez kryptonowe latarki Maglite, używane m.in. w policji USA, następnie wielkie latarki halogenowe, które występują bodaj na każdym z bazarów, potem wersje z żarówkami energooszczędnymi, po małe latarki kieszonkowe czy czołówki. Te ostatnie, nie ukrywam, chyba najczęściej goszczą w moim plecaku.
Czołówki
Nie ma latarki do wszystkiego – to wiadomo wszem i wobec. Jednak prawdą jest też i to, że czołówki są najbardziej uniwersalne, a ich niezaprzeczalną zaletą względem większości pozostałych latarek jest to, że… nie trzeba ich trzymać w dłoni i zawsze świecą w kierunku, w którym spoglądamy. Zarówno w pracach domowych, naprawach samochodu, podczas podróży nocą czy jazdy na rowerze czołówka jest niezastąpiona. W wersji LED, z dobrymi bateriami lub dodatkowym większym zasobnikiem – także długowieczna. Do tego wodoodporność i solidna konstrukcja i mamy rozwiązanie na lata. Ceny są różne i zależne od wyposażenia oraz, rzecz jasna, renomy producenta.
Praktyka pokazuje, że nawet najtańsze czołówki z dyskontów robią robotę. Za 10 złotych można nierzadko trafić egzemplarz, który sporo wytrzyma, do tego świeci całkiem możliwie, a gdy padnie – na następny wyłożymy kolejną dychę. Jeśli nie macie wygórowanych potrzeb dotyczących funkcji czy długowieczności, zwykła oferta sieci jakichkolwiek marketów będzie OK.
Aby uzyskać nieco większą niezawodność, można sięgnąć po sprzęt od polskiego producenta/dystrybutora – firmy Mactronic. Podstawowe latarki z 3 ledami i funkcją świecenia stroboskopowego nabędziemy już za 20 złotych. Sam dysponuję takową i nawet mimo kilkudniowego przebywania w wodzie, po oczyszczeniu działa poprawnie. Jakiś czas temu Mactronic wprowadził do sprzedaży dość sensowne rozwiązanie – czołówkę, którą można wypiąć i podpiąć do roweru.
Za dość porządnie wykonane czołówki Energizera zapłacimy kilkadziesiąt złotych. Użytkowana przeze mnie wersja 6LED zapewnia do 50 godzin na jednym komplecie baterii (w trybie oszczędnym) na zestawie baterii (3xAAA), 80 lumenów i zasięg światła na 19 metrów. Z bateriami waży 87,5 g. Udostępnia kilka funkcji: 2 skoncentrowane białe diody LED do punktowego oświetlenia, 2 szerzej pozycjonowane białe diody LED do szerokiego oświetlenia, 4 LED opcja maksymalnego oświetlenia i 4 LED stroboskop. Do tego podwójne czerwone LED, wspomagające odczytywanie map w nocy bez zdradzania pozycji z daleka. Przełączanie pomiędzy opcjami świecenia odbywa się poprzez klikanie jednego przycisku – to jest momentami uciążliwe, bowiem trzeba przejść wszystkie programy, aby latarkę wyłączyć. W aktualnej wersji zamiast gąbki, do czoła przylega pasek, dzięki czemu łatwiej o higienę – po kilku dniach noszenia wystarczy zdjąć pasek i go przepłukać. Jest oczywiście możliwość regulacji kąta padania światła – dba o to ruchoma głowica. Kąt ustawia się lekko. Rzekłbym nawet, że zbyt lekko, gdyż podczas biegu na wertepach, potrafi się on samoczynnie zmienić. Plusem jest fakt, że zazwyczaj latarki te są sprzedawane w komplecie z bateriami, które na dość długo starczają.
Wyższą półkę reprezentują firmy Silva i Petzl. Podstawowe modele, to koszt rzędu 80 złotych, ale dodanie kilku opcji powoduje często wzrost ceny o kilka stówek. My na co dzień wykorzystujemy Petzl Tikka Classic i – porównując do wspomnianych wyżej Energizera lub Mactronica – czuć, że Petzl mocniej przyłożył się do jakości. Obudowa jest znacznie bardziej zwarta, przełącznik solidniejszy i głowica trzyma porządniej. Choć opisywana Tikka jest droższa od dość rozbudowanego Energizera, oferuje jedynie świecenie w trybie eko lub maks. Jest wyposażona w jedną, acz solidną diodę i z bateriami (3AAA) waży 85g. Z zalet – posiada IP X4 (wodoodporność) oraz fluorescencyjną otoczkę diody – po wyłączeniu, jeszcze przez długi czas widać w ciemności, gdzie się znajduje. Przełącznik działa dość opornie, ale dzięki temu nie włączymy jej przypadkowo w kieszeni. Z danych dystrybutora:
- siła światła w trybie ekonomicznym: 15 lumenów
- siła światła w trybie maksymalnym: 60 lumenów
- zasięg światła w trybie ekonomicznym: do 15 metrów
- zasięg światła w trybie maksymalnym: do 30 metrów
- czas świecenia w trybie ekonomicznym: do 180 godzin
- czas świecenia w trybie maksymalnym: do 120 godzin
Niezależnie od wybranej latarki, pamiętaj, aby jej źródło zasilania było możliwie najbardziej uniwersalne – baterie AA czy AAA są nadzwyczaj powszechne. Inne kombinacje, w tym latarki z akumulatorami ładowanymi z gniazdka, jako oświetlenie preppersa raczej bym odrzucił.
Latarka na dynamo
W mojej opinii każdy szanujący się preppers powinien dysponować choć jednym źródłem światła niezależnym od dodatkowych baterii, ładowarek, oliwy, karbidu etc.. Latarka wyposażona w proste urządzenie w postaci niewielkiej prądnicy, zwanej niegdyś dynamem, pozwoli zamienić siłę naszych mięśni w energię elektryczną. Ta zaś, skumulowana w akumulatorach, zasili żarówki lub diody. Proste? Pewnie. Najtańsze latarki tego typu kosztują w Internecie kilka złotych… z przesyłką! I doprawdy działają. Oczywiście nie ma co liczyć na blask, jak z lamp ksenonowych, jednak do sprawnego poruszania się w ciemnościach bez wątpienia wystarczą. Kręcenie korbką czy naciskanie przycisku nie wymaga dużego wysiłku, więc spokojnie napędzanie źródła światła można powierzyć nawet dzieciom. Polecam.
Ręczne latarki taktyczne
Gdy potrzebujemy solidnej obudowy z niezłą dawką światła, prędzej czy później trafimy na metalowe latarki Maglite lub wyroby konkurencyjnych firm o zbliżonych właściwościach. Są znacznie solidniejsze od popularnych czołówek i, prócz zwiększonej wytrzymałości na upadek czy najechanie, posiadają kilka dodatkowych cech, na które nie każdy dotychczas zwracał uwagę. Po pierwsze, część tych latarek wyposażana jest w specjalną koronkę wokół szklanej soczewki, dzięki czemu zbicie tejże soczewki jest mocno utrudnione. Sześciokątny kształt koronki zapobiega z kolei turlaniu się latarki, gdy kładziemy ją na płaskiej powierzchni podczas prac. Zaczep umożliwia przypięcie do pasa, kieszeni, ale także np. hełmu. Duże włączniki pozwalają na obsługę nawet w grubszych rękawiczkach. Co więcej – tego typu latarki mogą służyć jako przedmiot obronny lub jako wybijak do szyb. Dzięki specjalnym uchwytom, część z tych latarek może być dopinana również do broni. Ponadto, producenci oferują szereg akcesoriów – od nakładek rozpraszających światło, po specjalne włączniki na dodatkowych przewodach.
Lampki campingowe
Z uwagi na dość znaczne skupienie lub duże rozświetlenie, czołówki i latarki ręczne słabo nadają się do oświetlania namiotu czy pomieszczeń – zwłaszcza przez dłuższy czas. Nie bez powodu na rynku mamy dostępne także lampki campingowe. Ja swoją zakupiłem już naście lat temu, więc wymaga czterech baterii R20 a źródłem światła jest świetlówka. Jest przy tym dość ciężka, jednak niezawodność i dość długi czas świecenia sprawiły, że wciąż z nami jeździ na biwaki. Wam polecam jednak zakup lampek wyposażonych już w diody – zużywają znacznie mniej prądu i są przy tym lżejsze. Sprawdzonym producentem jest Energizer, choć w większych sklepach sportowych lub na aukcjach znajdziecie także innych wytwórców. Warto poszukać takich, które dodatkowo mają dynamo lub baterie słoneczne – naładowane za dnia, z pewnością wystarczą na całą noc. Wygodnym rozwiązaniem jest też pilot. Starsi harcerze mogą pamiętać lampki nakręcane na butle gazowe. Są one dostępne w sprzedaży po dziś dzień – również w wersji na kartusze. Trzeba jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia z ogniem i należy zachować czujność.
Podsumowanie, czyli w co się wyposażyć
Najbezpieczniej i najwygodniej będzie posiadać kilka latarek. Nie jest to nadzwyczaj duży wydatek a użyteczność dość wysoka. Jak pokazuje niejeden test, w tym i moje dotychczasowe doświadczenia, tanie chińskie sprzęty też robią, więc nie wszystko musi być z najwyższej półki, jednak warto dysponować choć jednym niezawodnym, solidnym źródłem światła. Najistotniejsze jest to, aby w razie potrzeby było pod ręką – najczęściej, gdy braknie prądu w gniazdkach, większość rozmyśla gdzie schowała latarkę i jak się do niej dostać nie łamiąc nóg. Na szczęście coraz więcej telefonów wyposażona jest w lampki led a i sam ekran daje trochę światła – pamiętajcie i o tym.