SCHO-KA-KOLA – czekolada z naturalną kofeiną – jest moc!
Czekolada na wędrówki się nada!
W czasie długiego marszu, podczas wysiłku fizycznego lub zwyczajnie, gdy jesteśmy zmęczeni, czy znużeni, warto sięgnąć po coś, co da nam lekkiego kopa. Tym czymś z powodzeniem może być czekolada – od lat zresztą wskazywana, jako jeden z elementów, który powinien znaleźć się w bagażu wędrowców i turystów. Nawet GOPR wskazuje czekoladę, jako część wymaganego sprzętu podczas egzaminów dla ratowników.
Tabliczka czekolady dostarczy nam energii, ale także może podnieść morale – kto podróżuje z dziećmi, ten wie, jakie mały kawałek czekoladowej słodkości potrafi zdziałać cuda.
SCHO-KA-KOLA – Say what???
Na ostatnią zimową wycieczkę, oprócz żurku w termosie, biszkoptów, żelków i masy innych wspomagaczy wypraw, zabrałem też coś, z czym do tej pory nie miałem styczności i czego dzieci raczej nie będą (a przynajmniej nie powinny) wyjadać – czekoladę SCHO-KA-KOLA.
Choć produkt jest na rynku od początku lat 30-tych ubiegłego wieku, raczej próżno go szukać na półkach większości naszych sklepów. Prędzej na straganach lub w sklepikach z napisem „słodycze i chemia z Niemiec”. W Niemczech pojawił się on z okazji Igrzysk Olimpijskich w Berlinie – jako „czekolada dla sportowców„. Kilka lat później czekolada trafiła do racji Luftwaffe – stąd jej późniejsze określenia – „Czekolada Lotnicza” i „Czekolada pilotów”.
SCHO-KA-KOLA – czym się wyróżnia? Na wstępie tym, że opakowanie przypomina nieco krem Nivea (w wersji mlecznej nawet kolorystyka niemal się zgadza). Mała puszka sprawia, że dość łatwo ją spakować – nie zabiera wiele miejsca a do tego zawartość puszki jest stosunkowo bezpieczna. Ale to nie koniec zalet – jak mawiał klasyk – liczy się przecież wnętrze. W puszce dostajemy 100g czekolady z zawartością naturalnej kofeiny z kakao, kawy i orzeszków kola. Całość podzielona jest łącznie na 16 trójkątnych kawałków, ułożonych w dwóch warstwach, oddzielonych papierkiem. 8 kawałków zawiera w przybliżeniu tyle kofeiny, co filiżanka kawy.
Summa summarum
Dostępne są dwie wersje – czekolada deserowa (w czerwonej puszce, zawartość kakao min. 58%) oraz mleczna (w niebieskiej puszce, zawartość kakao min. 30%). Co kto lubi. Ja szanuję obie 🙂
Obie wersje kosztują po około kilkanaście złotych, ale w promocji można zejść poniżej dyszki. To uczciwa cena za dobrej jakości czekoladę.
O smaku nie będę się za wiele rozpisywał – zwyczajnie trzeba spróbować. Nie są to cuksy Kopiko, gdzie smak kawy jest na pierwszym planie (kojarzycie Kopiko, prawda?). SCHO-KA-KOLA to czekolada z wyczuwalną nutą kawy. I nie ma tu mowy o wyrobie czekoladopodobnym, który zostawia dziwny posmak na podniebieniu – jest dobrze i basta!
Brałbym do BOB.
Wskazówki:
- Nie macie w pobliżu sklepików z towarami z Niemiec? Nie ma problemu – na portalach aukcyjnych, czy w sklepach z militariami kupicie tę czekoladę bez większego problemu.
- Jak pochłoniecie zawartość, w ręku zostanie Wam całkiem sprytna puszka na drobne przydasie.
P.S. W Sieci pojawiają się pewne legendy o „Panzerschokolade”, czyli czekoladzie z dodatkiem metaamfetaminy, dostarczanej ponoć wojskom niemieckim podczas II WŚ. O ile w ogóle jest w tym ziarno prawdy, nie spodziewałbym się jednak takiej zawartości w dzisiejszej SCHO-KA-KOLA… a już na pewno nie za kilkanaście złotych…