Podróże zimą – jak się przygotować?
Kilka dni temu nastała oficjalna zima. Śnieg dotarł już tu i ówdzie, ale zapewne będzie go więcej – takie uroki zimy. Dojdzie też mróz. Czy wielki? Zobaczymy, ale w naszych rejonach i 30 stopni Celsjusza na minusie nie powinno nikogo zdziwić. Do tego wcale nie trzeba mieszkać w osławionych Suwałkach, zwanych polskim biegunem zimna – najniższa zanotowana temperatura w Polsce była odnotowana w Siedlcach i było to -41 stopni Celsjusza. W domu zazwyczaj jesteście w stanie sobie jakoś poradzić, choć i o tym kiedyś napiszę, jednak ten artykuł dedykuję tym, którzy w zimowe dni wybierają się w trasę samochodem. Co ze sobą wziąć? Jak się przygotować? Czytajcie dalej.
Podstawy
Najistotniejszy jest sam samochód. To on ma Was zawieźć w miejsce docelowe, więc – szczególnie w trudnych warunkach – musicie móc na nim polegać. Oczywiście nie wszystko da się przewidzieć, lecz zróbcie możliwie dużo, aby Was nie zawiódł.
Po pierwsze stan techniczny. Ten powinien być nienaganny, to jasne.
Zwróćcie uwagę na hamulce, poziomy i jakość wszelkich płynów a także ich odporność na zamarzanie. Letni płyn w spryskiwaczach będzie słabym pomysłem. W razie „W” zapewne się o tym przekonacie, jeśli tylko nie sprawdzicie tego przed jazdą.
Jeśli akumulator dawał Wam przed zimą jakiekolwiek oznaki starości, wymieńcie go lub sprawdźcie poziom ładowania. W niskich temperaturach jego pojemność spada drastycznie, więc w czarną godzinę zwyczajnie padnie.
Zadbajcie o wysoki poziom paliwa – zawsze mogą się trafić korki na autostradzie lub awaria w szczerym polu. Jeśli nie chcecie marznąć, dobrze dysponować zapasem benzyny lub ropy.
Odpowiednie opony są na ośnieżonych drogach nizinnych podstawą, ale w góry zabierajcie ze sobą także łańcuchy. Nawet, jeśli nie są w danym momencie wymagane. Łańcuchy mogą Wam pomóc nie tylko w śniegu, ale i w błocie – pamiętajcie o tym. I nie zapominajcie o sprawdzeniu zapasu. Najlepiej takiego z prawdziwego zdarzenia – osobiście nie ufam zestawom naprawczym, które zdadzą się na nic, gdy np. rozerwiecie oponę.
Latarka, to w mojej opinii must-have. Najlepiej czołówka – uwalnia ręce. Swoją drogą, jest to element, który powinien domyślnie lądować w każdym samochodzie… jeszcze na etapie produkcji. W kilku modelach jest to już wyposażenie standardowe, jednak w skali całego rynku, temat póki co nie istnieje.
Must-have z numerem dwa, to scyzoryk lub multitool. Jakikolwiek, byle działający. Może się przydać do czegokolwiek.
Do tego lina. Porządna, dobrze zakończona lina bywa nieoceniona. Może posłużyć do wyciągania kogoś, Was, przeciągnięcia zwalonego drzewa lub przymocowania bagażu.
Kable rozruchowe. Ale nie te najtańsze, które przy podłączaniu grzeją się na potęgę, ale solidne i z mocnymi zaciskami.
Naładowany telefon wraz z ładowarką samochodową pozwoli utrzymać kontakt, ponieważ budek telefonicznych jest już w Polsce jak na lekarstwo.
Mapa. Tę wozić powinno się zawsze. Gdy wszystkie urządzenia elektroniczne zawiodą i nie ma kogo zapytać o drogę, trzeba liczyć na siebie. Część z samochodów jest wyposażona w kompasy, które (jeśli są skalibrowane) działają dość porządnie… a w każdym razie ułatwiają odnalezienie właściwej drogi, jeśli pogubicie się np. na leśnych drogach.
Zerknijcie też, czy skrobaczka do szyb jest tam, gdzie być powinna. Gdy jej brak, dobrym zamiennikiem są plastikowe karty – np. jakaś niewiele warta lojalnościówka. A wraz ze skrobaczką, woźcie rękawiczki. Zmarznięte ręce utrudniają robotę.
Gaśnica jest w Polsce wymogiem, ale z praktyki wiem, że nie na każdej stacji kontroli pojazdów jest ona weryfikowana. Zadbajcie sami o jej sprawność. Wiem, że wielkich pożarów ona nie ugasi, ale czasem potrafi stłumić pożar w zarodku.
Ekwipunek dodatkowy
Nie wiem co wozicie w swych pojazdach na co dzień, jako – nazwijmy to – moto EDC, zatem dam kilka propozycji, które być może uzupełnią Wasze bagażniki na zimową podróż.
Łopata w wersji składanej lub jednoczęściowa, mała. Lekka, ale mocna łopata ze sztucznego tworzywa lub aluminium może wybawić z opresji w zaspie.
Koc i folia termiczna. Koc i poduszkę wożę w samochodzie od zawsze – z reguły po to, aby w podróżach móc w każdej chwili złożyć fotele i wypocząć. Folię NRC wożę w apteczce.
Właśnie – apteczka. Mimo że nie jest wymagana, zdecydowanie polecam ją wozić. Oby się nie przydała. Zajrzyjcie też do niej przed wyjazdem, aby upewnić się czy czegoś nie trzeba ewentualnie uzupełnić/wymienić.
Coś do jedzenia. Kanapki, konserwy czy nawet MRE – miejcie coś na wszelki wypadek. Dobrym rozwiązaniem jest czekolada lub batoniki energetyczne. Suchary też dadzą radę.
Napoje i to w sporych ilościach! Do łask zimą wrócić powinny termosy. Gorąca herbata czy kawa pomogą się ogrzać. Podgrzewacz chemiczny lub czajnik w stylu Survival Kettle będą dobrym uzupełnieniem. Jeśli to nie pomoże – spróbujcie rozpalić ognisko…
Dziś producenci coraz rzadziej montują w samochodach zapalniczki. Niby oszczędność… Dają zamiast nich jakieś badziewne zaślepki, które w produkcji pewnie nie kosztują wiele więcej niż sama zapalniczka. Warto jednak mieć takowy pakiet dla palaczy – właśnie ze względu na tę zapalniczkę. Czasem pomoże rozpalić ognisko. Zapałki, oczywiście też zrobią swoje, byle były pod ręką.
Pamiętajcie, że w kiepskich warunkach pogodowych assistance też może mieć trudności z dojazdem (zwłaszcza, gdy zgłoszeń jest wiele), dlatego też najbardziej podstawowe narzędzia powinny podróżować z Wami. Kilka kluczy w dopasowanych rozmiarach, wkrętaki, młotek czy kombinerki wraz z paczką tyrytytek i porządnej izolacji wystarczą. No i WD40 (lub substytut)! Nie ma co wozić całego serwisu.
My często podróżujemy drogami leśnymi i chociaż są oznaczone na mapach, jako drogi publiczne, nie zawsze są przejezdne nawet latem. O zimie nie wspominając. Dlatego też często w bagażniku wozimy siekierę. Wam też polecam – nawet w wersji mini.
Nie zapomnijcie też o aplikacji RSO, o której pisałem tutaj – być może z jej pomocą unikniecie śnieżyc.
O czymś zapomniałem? Wozicie coś jeszcze? Dajcie koniecznie znać – każda uwaga będzie cenna.