W puszce moc… tytoniu.
Szperanie po strychu przynosi czasem niespodziewane efekty, ale bywa też, że wystarczy zajrzeć do szuflady z przydasiami sprzed lat. Tym razem udało mi się wygrzebać starą puszkę z papierosami Rothmans. Prawdę powiedziawszy, ciężko stwierdzić z którego roku pochodzi, gdyż brakuje oryginalnej etykiety i jakichkolwiek dat. Podobne opakowania można było spotkać w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale podejrzewam, że i nieco wcześniej tego typu rozwiązania wykorzystywane były już w paczkach dla żołnierzy.
Puszka była zapieczętowana i otwarto ją za pomocą „kluczyka”, zamocowanego na górnym deklu. Coś, jak stare, porządne konserwy z szynką. Blacha chroniła przed przypadkowym zgnieceniem a fabryczne zamknięcie gwarantowało ochronę przed warunkami atmosferycznymi. To sprawdzone rozwiązanie, bo nawet po tylu latach tytoń wciąż ma swój mocny aromat. Zresztą… gdyby coś było nie tak, zawsze mogę napisać do producenta – adres zamieszczono na odpowiedniej wkładce wewnątrz opakowania:)
Niekiedy i nałóg wymaga gromadzenia zapasów a nadwyżka używek, jak tytoń i alkohol, może w trudnych czasach stać się cennym towarem wymiennym. Jak zatem przechowywać tytoń? Najprościej byłoby powiedzieć „w puszkach”, ale dziś tytoń w puszkach jest towarem raczej deficytowym… Pewnie gdzieś w działach księgowości ktoś doliczył się, że to zbyt duży koszt i lepiej pakować w folię, poza tym jakiemu odsetkowi chce się własnoręcznie kręcić papierosy i… temat zmarginalizowano. Pewnie to i dobrze, bo przecież palenie jest wielce niezdrowe, ale przyznać musicie, że te stare puszki wyglądają zacnie a i jako etui do EDC w stylu vintage nadają się wyśmienicie.